WYDARZENIA
 Bezpłatne webinaryKonferencje, szkolenia, warsztaty

”Dydaktyka i nauka - kulejący system i otoczka mobbingu” - komentarz

Dydaktyka i nauka – system zbieżny czy rozbieżny?
Gratulacje dla Autora za zainicjowanie dyskusji o „kulejącym systemie” dydaktyki funkcjonującym obecnie w polskim szkolnictwie wyższym i jego negatywnym wpływie na relacje ludzkie nauczyciel akademicki - student.

Po liczbie odsłon widać, że temat jest na topie. Z drugiej strony anonimowość, chociaż można zrozumieć autora, nie jest tu konieczna ponieważ poruszone problemy nie są nowe, ale o tym później. Tak się składa, że jestem autorem kilku artykułów, które są aktualnie do wglądu na stronie Fundacji Science Watch Polska (SWP), na temat stanu polskiej nauki, skutków bezmyślnej ewaluacji i krytykowanej powszechnie „punktozy” w ocenie osiągnięć naukowych zbiorowych i indywidualnych. Czyli te dwa elementy systemu szkolnictwa wyższego funkcjonują w sztywnych ramach ocen wskaźnikowych bez zrozumiałych i przejrzystych kryteriów. Też jestem zdania, że najlepszy administracyjno-wskaźnikowy system oceny nie zrównoważy rzetelnego wywiązywania się ze swoich obowiązków w kształceniu studentów. Również ta tematyka pojawia się na łamach Forum Akademickiego, bo jak może być inaczej. Sięgają po nią głównie osoby z długoletnim stażem zawodowym. Aby pocieszyć Autora przytoczę wypowiedzieć  prof. Z. Drozdowicza (FA, 2023, ..nauczyciel, https://forumakademickie.pl/wokol-nauki/nauczyciel/), filozofa z UAM, cytuję: Mimo wieloletnich doświadczeń akademickich nie potrafię jednak jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: czego potrzeba, aby udanie łączyć obowiązki badawcze z dydaktycznymi?

Ja też nie do końca znam odpowiedź, ale mimo wszystko podzielę się swoimi doświadczeniami z prawie 50-letniej pracy naukowo-dydaktycznej. Czyli problem jest stary, ale wciąż aktualny i trudny do zdiagnozowania, a tym bardziej strukturalnego rozwiązania, chociażby częściowego. Ale jak podkreśla prof. Drozdowicz „trzeba z pewnością tego chcieć”. Otóż to. Konieczna jest fachowość, rzetelność, a także uczciwość i punktualność. Obecne problemy nawarstwiały się przez dekady w różnych systemach społeczno-politycznych i niestety obecnie doszły współczesne problemy cywilizacyjne, w tym powszechny mobbing i deficyt (nawet brak) wzajemnego poszanowania. Analogia do „pruskiego drylu” jest pewną przenośnią, ale nauczyciel ma się bać zarówno władz jak i studentów (a moim zdaniem nie tylko studentów!). Znane są przypadki, kiedy studenci byli podburzani, aby negatywnie wypowiadać się w ankietach o „nielubianych” nauczycielach akademickich (kiedyś byli nazywani wichrzycielami). Jeśli nie poskutkują zastrzeżenia naukowe „z góry” to pomogą studenci podając zmyślone informacje o problemach z przyswajaniem przekazywanej wiedzy, czyli niewybaczalnego braku komunikatywności. Coś się zawsze znajdzie na osoby, które mają odmienne zdanie, czytaj „krytyczne”. Nauka i dydaktyka są nieodłącznymi, wypadkowymi elementami systemu funkcjonowania szkół wyższych.

Ale to nie system ma decydujące znaczenie, ale ludzie, którzy z jednej strony go tworzą, a z drugiej akceptują i godzą się na wdrażanie jego założeń. Kto nie popierał Konstytucji dla Nauki 2.0, która miała nas wprowadzić do salonu nauki światowej? O ministrze Gowinie zapomniano, a problemy narosły. Jeśli system kuleje, co było wcześniej do przewidzenia, najlepiej zrzucić winę na ofiary, czyli pacjentów, studentów, a obecnie na wyborców. Jest prawdą, że studentów w Polsce jest już za dużo, a uczelni publicznych i niepublicznych coraz więcej bez rozeznania co do kryteriów intelektualnych kandydatów. Poziom szkół wyższych jest więc bardzo zróżnicowany. W latach 70. popularny był program umasowienia kształcenia na poziomie wyższym, m.in. w obiegu publicznym funkcjonowało prześmiewcze hasło „W każdej wsi WSI”. Obecnie mnożą się akademie nauk stosowanych i lokalne uniwersytety humanistyczne, praktycznie w każdym większym mieście. Ministerstwo EiN przyznaje, że nie jest w stanie tego chaosu kontrolować. Siłą rzeczy nie ma możliwości zapewnienia odpowiedniej kadry, przez co powraca wieloetatowość, albo sięga się po emerytowanych nauczyciel akademickich, może też pomaga import ze Wschodu i Azji. Co w takiej sytuacji można wymagać od studentów, którzy są zdecydowanie gorzej przygotowani niż studiujący w dużych ośrodkach akademickich. Według miarodajnych badań amerykańskich odsetek osób studiujących powinien stanowić ok. 24%, a w Polsce dochodzi bądź dochodził do 40%. Według podawanych przez GUS danych akademickie kształcenie na polskich uczelniach apogeum osiągnęło w 2005 r. W naszym kraju studiowało wówczas ponad 1,8 mln osób. W 2018 r. było ich ok. 1,3 mln, a obecnie studiuje ok. 1,2 mln osób (cytuję za Z. Drozdowicz, Akademickie inflacje i recesje, FA 7-8/2023).

Udowodniono, że dostrzegany w II połowie ubiegłego wieku przyrost IQ nowych generacji został obecnie zahamowany, a nawet ma tendencję odwrotną (dosłownie efekt głupienia społeczeństwa). A więc potrzebne jest wspomaganie sztuczną inteligencją? Czy w takiej sytuacji nie pojawią się problemy z przyswajalnością wiedzy i sięganie po miękki mobbing (np. naciski) w stosunku do wykładowców. Powszechne korzystanie z Internetu niszczy logiczne rozumowanie, zatraca krytycyzm (całkowita zgoda z Autorem) i powoduje brak chęci do autentycznego studiowania. Bo po co, jeśli wszystko jest w Internecie. Znam przypadki, gdy studenci zwracali się do dziekana, aby wykładowca „spowiadał” się dlaczego nie akceptuje odpowiedzi na egzaminie ściągniętych żywcem z Internetu. Nie można jednak pominąć odwrotnego zjawiska, czyli zastraszania studentów, które ma bogatą tradycję akademicką. O czym wspomina się na zjazdach absolwentów, jak nie o wykładowcach, którzy siali postrach przed egzaminami (budzili wśród studentów grozę - wspomina cytowany prof. Z. Drozdowicz).  Skutkiem jest deprecjacja dyplomu i coraz bardziej dostrzegany brak wiedzy, a co ważne w pracy zawodowej - umiejętności (ang. skills). Z pewnością rozwijanie zdalnego nauczania (on-line) i tzw. e-learningu pogłębia ten stan rzeczy. Autor pyta czy może dostać grant na badania zaprzeczające globalnemu ociepleniu. A na e-learning tak (sic!), proszę sprawdzić.

Powracając do „pruskiego drylu” chciałbym stwierdzić, że źródło opresyjnego systemu szkolnictwa wyższego pochodzi w Polsce z czasów komunistycznych i częściowo postkomunistycznych. Sam studiowałem na jednej z uczelni wrocławskich, na której po marcu 1968 r. rektor był członkiem biura politycznego PZPR. Wprowadził obowiązkowe uczestnictwo na zajęciach potwierdzane pieczątkami- zajęcia trwały od 7 rano do 19 wieczorem przez 6 dni w tygodniu. Z pewnością funkcjonował system informatorów z grupy studentów. Na  uczelniach funkcjonowały dobre relacje z komitetami wojewódzkimi partii z których nadania pochodziły władze. Mogę jednak potwierdzić, że profesorów wtedy szanowano bo oni też szanowali studentów. Wielu miało korzenie lwowskie, emanowali kulturą i wiedzą. Ale opisany przez prof. Z. Drozdowicza show na wykładzie prowadzonym przez profesora -filozofa we Lwowie ma tylko wydźwięk historyczny. Gdy zacząłem pracę akademicką w połowie lat 70. asystenci rekrutowali się w znacznej mierze z aktywu SZSP i szybko przekwalifikowywali się na akademicki aktyw partyjny. Sekretarze POP na wydziałach i uczelniane komitety PZPR spełniały dobrze funkcje nadzorcze i bez ich zgody nie podejmowano żadnych decyzji w sprawach awansowych i naukowych. Obecne pokolenie pracowników naukowych jest skażone tymi relacjami ponieważ młody naukowiec wzoruje się na swoim mistrzu i często kopiuje jego zachowania, czy przejmuje wartości etyczne. Nie ma więc, moim zdaniem, zaskoczenia, bowiem cel uświęca środki. Dla zainteresowanych tym wrażliwym tematem proponuję lekturę naukowych patologii, które w FA opisuje Pan Redaktor M. Wroński. Można się doszukać takiego wpływu w artykule na stronie Fundacji SWP pt. Nie jestem prawnikiem, nie znam się na postępowaniach dyscyplinarnych…

Wątpliwości prof. Z. Drozdowicza sugerują, że nie ma uniwersalnego sposobu na skuteczną dydaktykę akademicką. Z pewnością nie można pod żadnym pozorem rozdzielać dydaktyki i nauki. To są składniki synergiczne i z mojego doświadczenia wynika, że można je rozsądnie pogodzić. Łączna realizacja badań naukowych i kształcenia studentów/doktorantów należy do akademickich obowiązków, czyli zapisana jest w umowie o pracę. Trzeba się z nich należycie wywiązywać i przekazywać rzetelną wiedzę (cytat z artykułu prof. Z. Drozdowicza). Oczywiście potrzebne są kontrole (hospitacje), rozliczenia z pensum i efektów kształcenia bo to stosuje się w całym świecie. W firmach pracowników rozlicza się ze skuteczności i nie rozumiem dlaczego ma być inaczej na uczelniach. Sylabusy są potrzebne, aby nie było pokusy wykładać tego co się wie, ale precyzyjnie to co jest zapisane w programie i zatwierdzone przez pion dydaktyczny jednostki. Niestety, ale zachowania studentów w innych krajach też są podobne i z tym trzeba się pogodzić. Z pewnością błędem (dla jakości dydaktyki) było zatrudnianie wykładowców i starszych wykładowców, którzy mieli podstawowe stopnie naukowe, ale czynnie nauką się nie zajmowali. Znany jest mi przypadek, że dziadek i wnuk znali wykładowcę, który miał ten sam zestaw notatek w tym samym etui. Czasy kiedy można było polecić studentom jeden skrypt, najlepiej napisany przez wykładowcę. bezpowrotnie minęły. Co do prezentacji ppt to mam inne zdanie niż Autor, chociażby z tego względu, że dobra grafika pozwala lepiej zrozumieć przekazywane treści. Jeśli ktoś pamięta tablicę, przeźrocza i slajdy na folii to wie co mam na myśli. Miałem zawsze przekonanie do japońskiej zasady 3 ´ 100, czyli słyszeć, widzieć i dotknąć (hear, see, touch). To ostatnie słowo dotyczy umownie laboratoriów, które obecnie się ogranicza z uwagi na oszczędności i coraz większy udział zajęć zdalnych (prezentuje się nagranie pokazujące wyposażenie). Podobnie jest z seminariami, które są najlepszym sposobem sprawdzenia wiedzy i umiejętności studenta. Trzeba mieć na to czas, pomysł i cierpliwość, oczywiście nie zaniedbując badań naukowych. Jeśli tych cech brakuje, albo brakuje chęci, to czego nauczą się studenci i jakie wzorce osobowe sobie przyswoją? Samo utyskiwanie na poziom kandydatów, czyli absolwentów szkół średnich, niczego nie zmieni. To jest, jak mówi klasyk (polski Noblista) oczywista oczywistość.

Na zakończenie moich wywodów i refleksji chciałbym Autorowi i przyszłym czytelnikom uzmysłowić, że w pierwszym członie (czyli nauce) jest też element dydaktyki, ponieważ profesorowie przekazują wiedzę i doświadczenie, uczą (przynajmniej tak powinno być) swoich następców prowadzenia badań, etyki naukowej i ogólnej kultury naukowej, która być może złagodzi dyskomfort niewdzięcznej pracy dydaktycznej. Te słowa kieruję do grupy pracowników naukowo-dydaktycznych, którzy dydaktykę traktują jako pewną uciążliwość (za prof. Z. Drozdowiczem).

A więc jak w tytule Dydaktyka i nauka to system zbieżny czy rozbieżny?

Prof. zw. dr hab. inż. Wit Grzesik, emerytowany nauczyciel akademicki

 

Komentarze (1)
This comment was minimized by the moderator on the site
Szanowni Państwo,<br />Bardzo jestem wdzięczny Panu Profesorowi Grzesikowi za komentarz do mojej publikacji, wszelkie pochwały i uwagi krytyczne. Moja odpowiedź nie ma charakteru polemicznego, gdyż uważam, że zasadniczo zgadzamy się w ocenie...
Szanowni Państwo,<br />Bardzo jestem wdzięczny Panu Profesorowi Grzesikowi za komentarz do mojej publikacji, wszelkie pochwały i uwagi krytyczne. Moja odpowiedź nie ma charakteru polemicznego, gdyż uważam, że zasadniczo zgadzamy się w ocenie faktów. Pragnę jedynie pewne kwestie doprecyzować i poszerzyć. Ponadto, mam wrażenie, że uzupełniamy się w swoim sposobie opisu spraw. Mój tekst powstał podyktowany sercem, choć nie bez rozumu. Natomiast liczne cytowania i cyfry pojawiające się w Komentarzu… wskazują, że tekst Pana Profesora podyktowany jest przez rozum, choć nie jest pisany bez serca. Taka komplementarność dobrze wróży ewentualnej dalszej dyskusji.<br />Przechodząc do konkretów chciałbym poruszyć kwestie opisane poniżej.<br />1. Jest pewien system, który tworzą ludzie i jest on trwalszy niż inne systemy a nauce i szkolnictwie wyższym. Można go opisać tak: jeśli mam coś przeciwko X to także przeciwko współpracownikom, doktorantom, znajomym X. Nie wiem czy strony Fundacji czytują tylko ludzie życzliwi i zatroskani o dobro nauki i jej wyrobników [nikogo nie chcę urazić]. Dlatego też wolę pozostać anonimowy i, za zgodą Redakcji, podpisywać się jako 2AZR.<br />2. Przywołanie pruskiego kaprala to nie tylko odniesienie do pruskiego drylu. To również,, a nawet przede wszystkim opis sytuacji, w której system wymyślony dla osiągnięcia jakiegoś celu staje się systemem samym w sobie, nie mającym z zamierzonym celem nic wspólnego. Pruska dyscyplina miała na celu wyszkolenie żołnierza sprawnie realizującego cele militarne. Stała się celem samym w sobie. Wszystkie ewaluacje, punktozy, KRK, itp., mające zapewnić jakość, stały się celem samym w sobie zajmującym tyle energii, czasu i uwagi, że brak ich na realizację prawdziwej jakości. Fakt, że Prusacy wygrali parę bitew [nawet z Napoleonem] oraz fakt, że nauka i dydaktyka na poziomie akademickim nadal istnieją nie przeczą wspomnianym absurdom. Oczywiście posługuję się uproszczeniem bo tego wymagają przyjęte formy gatunkowe publikacji, ale staram oddać istotę sprawy.<br />3. Ludzie czy system ? Odpowiadam: ludzie. To ludzie tworzą opresyjne systemy. To ludzie w tych opresyjnych systemach widzą swoje kariery, szanse awansu oraz niszczenia innych. To ludzie mają za mało woli do stawiania oporu tym systemom albo też w tych obłędnych systemach, jak klasyk, mówią: Róbmy swoje. Wachlarz ludzkich postaw zawsze będzie taki sam, ale są systemy, które negatywne działania umożliwiają albo nawet wyzwalają. Pan Profesor podaje przykłady postaw z czasów słusznie minionych. A dzisiaj - iluż to Rektorów chce się ogrzać w ciepełku władzy albo zostać ministrem ? Wielu młodych, pożal się Boże, menedżerów specjalizujących się we wskaźnikach i ewaluacji to dzisiejsze wersje działaczy ZSMP, którzy trzy razy na godzinę umacniali sojusze ze Związkiem Radzieckim i robotników chłopami. Sojuszu z inteligencją, w jakiejkolwiek postaci, nie dostrzegam.<br />4. Dydaktyka:<br />4.1 Dla mnie związek nauki i dydaktyki jest oczywisty. Jedną z cech definiujących uniwersytet jest to, że naukowcy przekazują swoją wiedzę i wyniki swoich badań studentom. Można nieśmiało dodać: prawdziwi naukowcy prawdziwym studentom.<br />4.2 Sylabusy, rozliczanie z efektów kształcenia są konieczne. Jednak: zna proporcją Mocium Panie [też klasyk]. Widziałem pracowników tracących bezcenny czas [wiele godzin] na ułożenie prostego testu, który realizowałby założenia efektów kształcenia. Ten test był sprawdzany przez innego pracownika, itd. Efekt pruskiego kaprala: bardziej patrzymy na kryteria ułożenia testu niż na no czy rzeczywiście sprawdzi wiedzę.<br />4.3 Przykład Pana Profesora : wykładowca+ dziadek+ wnuk + te same notatki + to samo etui jest znakomity – i smutny i śmieszny. Ja odwdzięczę się dwoma innymi przykładami:<br /><br />Przykład 1<br />Ferdinand de Saussure, twórca lingwistyki strukturalnej, wykładał m.in. językoznawstwo [general linguistics] na Uniwersytecie w Genewie w latach 1907-1911. Przyjmuje się, że jest autorem jednej, stosunkowo mało znanej monografii. Kanoniczne dzieło Cours de linguistique générale [Kurs językoznawstwa ogólnego] zostało opublikowane w 1916 roku, trzy lata po śmierci F. de Saussure. Co ciekawe, zostało ona napisane na podstawie notatek studentów, które opracowali późniejsi naukowcy Charles Bally and Albert Séchehaye <br />[por. https://www.britannica.com/biography/Ferdinand-de-Saussure ].<br />Zatem naukowiec niemal bez dorobku [według punktozy] staje się klasykiem na podstawie uporządkowanych notatek z jego wykładów. F. de Saussure chyba nie używał Power Pointa, ale zapewne mówił sensownie a jego studenci nie byli zainteresowani zrzutem ekranu. Dzisiaj nie do pomyślenia, ale czy to jest postęp ?<br />Ponadto F.de Saussura zapewne nie rozliczano z tego czy potrafił wywołać zainteresowanie przedmiotem przez studentów, którzy w życiu takiego zainteresowania nie chcieli mieć, a nawet jeżeli mieliby to padliby pod ciężarem wiedzy.<br /><br />Przykład 2<br />Pewne uczelnia kazała mi odbyć kurs na temat oszustw i wyłudzania danych w internecie. Kurs wymagał zapoznania się z ogromną liczbą slajdów i filmików. Przejrzałam je pobieżnie i kierując się wiedzą i logika zaliczyłem stosowne testy on-line. Cóż z tego skoro powiadomiono mnie, że zaliczyłem testy ale system wskazuje, że nie zapoznałem się z materiałem. Odpowiedziałem, że gdybym odmówił zaliczenia studentowi, który dobrze napisał test ale nie znał moich notatek to uczelnia całkiem słusznie wywaliłaby mnie na zbity pysk.<br /><br />Interpretację przykładów pozostawiam Czytelnikom<br /><br />Na koniec: tak jestem pesymistą. Tak, widzę szklankę do połowy pustą. Dopóki pół szklanki będzie zawierać zwykłą „kranówę” a w zamian będę miał dostarczyć pełną butelkę wysokogatunkowego napoju pozostanę pesymistą. Niech mój nadmierny pesymizm będzie przeciwwagą dla nadmiernych, nieraz gubiących istotę sprawy, optymistów.<br /><br />Z poważaniem<br />2AZR
Czytaj więcej
2AZR
Jeszcze nie ma komentarzy
Skomentuj
Komentujesz jako Gość
×
Suggested Locations